Treść legendy:
- Gorąco tu... jak w piekle - prychnął i zdjął ciężką, czarną kurtkę. Gęsty las jodeł i buków, porastający Łysiec nie dawał nawet najmniejszej odrobiny chłodu. Nieśpiesznie postawił pierwszy krok na metalowych schodach platformy widokowej. Po kilkunastu krokach pod jego stopami zajaśniało pole usiane olbrzymimi głazami.
Otarł pot z czoła. Gołoborza… nie mają tu wstępu ani jodły, ani buki. Drzewa boją się zapuścić tu korzenie. W letnie dni, takie jak ten, na nagrzanych skałach wygrzewają się jaszczurki i węże. A nocą… - uśmiechnął się do siebie. Dopiero nocą gołoborza tętniły życiem! Pulsowały diabelskim tańcem, gorące od ognia, nad którym czarownice warzyły tajemnicze mikstury, rzucając tylko sobie znane zaklęcia. Jak on dobrze pamiętał te legendarne sabaty!
Nagle z rozmyślań wyrwał go rozcinający ciszę gwar. Głośne śmiechy i rozmowy stawały się coraz wyraźniejsze. Mężczyzna zacisnął dłonie na metalowej balustradzie. Poczuł, jak spokojne zbocze Łyśca ożyło - zupełnie, jakby zleciały się tu wszystkie czarownice z okolicy. Po chwili na schodkach pojawił się młody mężczyzna, a za nim, drobnymi kroczkami podążało kolorowe stadko turystek.
- Oby byli tu jak najkrócej - mruknął samotny do tej pory mężczyzna.
Panie na widok gołoborza wydały z siebie okrzyki zachwytu. Aparaty i smartfony na długich kijkach poszły w ruch. Przewodnik poczekał chwilę i zaczął swoją opowieść.
- Drogie panie, oto skarb naszego Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Oto... gołoborza! - przewodnik zrobił efektowną pauzę.
- Sama nazwa nawiązuje do ludowego powiedzenia, że są to miejsca nie-za-le-sio-ne, czyli go-łe-od-bo-ru…. Skały, które widzimy wokół, to piaskowce kwarcytowe, a naukowcy dowodzą, że powstały nawet pół miliarda lat temu - mówił przewodnik.
- O, to starsze ode mnie! - roześmiała się rezolutna starsza pani w ogromnym słomkowym kapeluszu.
- Idealny materiał na czarownicę - mężczyzna coraz mocniej zaciskał dłonie na rozgrzanej barierce.
Przewodnik odchrząknął i kontynuował:
- Choć skały budujące gołoborza są bardzo stare, to te unikalne rumowiska powstały stosunkowo niedawno. Cały proces zaczął się jakieś 80 tysięcy lat temu, kiedy to obszar Gór Świętokrzyskich znajdował się na przedpolu lodowca. Wiedzą panie, jak powstały gołoborza? - zapytał.
Przybysz nadstawił uszu. Jak powstały gołoborza? Na ten temat spierają się przecież dużo starsze od niego diabły! Jak taki dzieciak może wiedzieć, jak powstały gołoborza?
- Było tu wtedy dość zimno, nie tak jak dziś - chłopak zaśmiał się i otarł pot z czoła.
- Temperatura wahała się w okolicach 0 stopni Celsjusza. Woda na zmianę rozmarzała, wdzierała się w szczeliny skalne i zamarzała ponownie. A jak woda zamarza, to wiadomo, zwiększa swoją objętość i potrafi skruszyć twarde skały. Tak właśnie stało się tutaj - opowiadał przewodnik.
- Naukowcy! - diabeł prychnął z pogardą. Plejstocen… To przecież nie tak! Jedno miejsce - setki opowieści, legend i tajemnic. Kto pokruszył skały na gołoborzu? Jaka siła rzuciła, niczym okruchami chleba, tymi wielkimi głazami w zbocza góry? Różnie przecież w piekle gadali… Najstarsze diabły, przesiadując wieczorami nad smolistym kotłem, nie raz wspominały ten świt, kiedy to zginął ich nieodżałowany, najdzielniejszy z towarzyszy.
Wiadomo nie od dziś, że diabłom nie w smak był klasztor na świętokrzyskim wzniesieniu. Na wielkiej naradzie czarty ustaliły, że kościół należy szybko obrócić w ruinę. Do wykonania zadania zgłosił się jeden z nich, najbardziej hardy, znany w całym piekle ze swojej siły i odwagi. Gdy tylko słońce schowało się za horyzont, wyleciał z piekła i pognał w stronę Tatr, by stamtąd, na własnych barkach, przywlec najcięższy głaz i raz na zawsze pogrzebać pod nim niemiły diabłom klasztor.
Na miejscu długo się trudził, wybierając skałę, aż w końcu trafił na największą, jaką kiedykolwiek widział. Uniósł ją z trudem i ruszył powoli przez nocne niebo, za drogowskaz mając tylko blask gwiazd. Szybko okazało się jednak, że wybrał dla siebie zbyt ciężki bagaż.
Gdy zalśniły pierwsze promienie słońca, przelatywał dopiero nad Górą Klonówką. Wtem kogut przywitał świt głośnym "ku-ku-ry-kuuu!”, dając znać diabłom, że oto nadszedł kres nocy i ich panowania na ziemi. Przerażony czart poczuł, jak opada z sił, a kamień ciągnie go nieubłagalnie w dół, ku zalesionym szczytom. Nie było już dla niego ratunku - runął na ziemię, a skała pogrzebała go na wieki.
Wieść o tragedii rozniosła się szybko. Już następnej nocy wszystkie okoliczne diabły zgromadziły się wokół znienawidzonego klasztoru, by wspólnie opłakiwać stratę swego towarzysza. Tuż po zmroku zleciały się na przeklętą górę. Smutny był to dla nich czas.
Wszystkie rzewnie płakały, a każda ich łza, która na ziemię upadła, zmieniała się w jasny, twardy głaz. Stąd tyle skał na Łysej Górze. Czy tak było naprawdę? On sam tego nie pamiętał. Inne diabły też nie wiedziały na pewno. Jeden z nich opowiadał mu przecież inną historię...
Otóż, dawniej stał na szczycie tej góry potężny zamek. Jego mury bielały w słońcu dnia i lśniły blaskiem tysiąca gwiazd. Bezpieczne to było schronienie wśród nieprzebytej, prastarej górskiej puszczy. W wygodnych komnatach mieszkała pani otoczona liczną służbą. Na jej najbardziej błahy nawet rozkaz gotowi byli sami Olbrzymi. Pani wykorzystywała siłę tych potężnych istot. To właśnie Cyklopi (bo tak też zwykło się na nich mówić) zebrali przed wiekami imponujące bryły piaskowca, wtaszczyli je na górę i wznieśli z nich zamczysko.
Od tych przeogromnych i straszliwych postaci, większe i straszniejsze było na świecie jedno tylko zjawisko - pycha owej Pani. Wieść niosła, że przed laty, u stóp swej fortecy, pokonała wojska samego Aleksandra Macedońskiego. Odtąd, wiedziona butą, kazała czcić się jako przepotężną boginię Dianę.
Los nakazuje jednak, by w życiu zachować skromność i pokorę. Na silnego zawsze znajdzie się przecież silniejszy. Pycha i buta samozwańczej Diany doczekała się kary. W ten niezwykły dzień smoliste chmury zasnuły krystalicznie błękitne niebo. Nad fortecą rozpętała się straszliwa burza, a gromy roztrzaskały zamek, grzebiąc wśród ruin Panią i służących jej Olbrzymów.
Po budowli pozostało jedynie rumowisko. Najwięksi śmiałkowie, którzy zapuszczają się dziś samotnie na łysogórskie gołoborza, znajdują wśród skał kości olbrzymich stworzeń. Czy to pradawne stwory, co to kiedyś po ziemi chodziły? Czy to właśnie Olbrzymi, którzy służyli owej Pani? Trudno dziś dociec. Zamek legł w ruinie - pozostała tylko opowieść.
- O miejscu tym krążą liczne legendy - przewodnik znów brutalnie przerwał rozmyślania mężczyzny.
- To tu odbywały się legendarne sabaty czarownic. Według podań ludowych gołoborza to ruiny zamku, w którym mieszkała Pani... - ciągnął swoją historię.
- Podania! Legendy! Jakie legendy? - tego już było za wiele. Przecież sam słyszał, na diable uszy, jak inni mówili, że w którejś z tych opowieści drzemie prawda! Poczuł, że nie wytrzyma, że zaraz się odezwie i…
-
… a kamienne głazy to łzy diabłów, płaczących nad czartem, który stracił życie, próbując zniszczyć opactwo. Drogie panie, a teraz proszę żwawo! - przewodnik poganiał grupę.
- Zaraz pójdziemy dalej. Po drodze zobaczymy tak zwany wał kultowy. To nic innego, jak ułożony ręką ludzką stos skał. Archeolodzy uważają, że powstał między ósmym a dziesiątym stuleciem. Do jakich celów służył? Tego nie wiemy tak na sto procent. Zdaniem niektórych, pełnił funkcję obronną. Inni twierdzą, że wały kultowe otaczały miejsca uznawane za święte i są dowodem na to, że Łysa Góra była miejscem kultu pogańskiego. Chodźmy, upał i czas na goni - zakończył entuzjastycznie.
Grupa odeszła. Diabeł został sam. Kusiło go, by poczekać do zmierzchu i wznieść się w powietrze. Raz jeszcze poczuć klimat sabatów.
- Ale... po co robić zamieszanie? - westchnął ciężko i nieśpiesznie ruszył ku Nowej Słupi.
MIEJSCA ZWIĄZANE Z LEGENDĄ: