Treść legendy:
Złote pola coraz ciaśniej okalają ciemnozieloną puszczę jodłowo-bukową... Bezpieczne drogi prowadzą do świętokrzyskich miast i miasteczek… Na szlaku ze Świętej Katarzyny na Święty Krzyż spotkacie turystów z plecakami.
Zmęczeni po zdobyciu Łysicy, odpoczywają u podnóża lasu, w drewnianej „Chacie zbója Kaka” w Kakoninie, pałaszując wyborne pierogi świętokrzyskich gospodyń. Po posiłku zakładają plecaki, mijają drewnianą chałupę z XIX wieku i ruszają szlakiem na Łysą Górę.
Ale Wy zadumajcie się na chwilę i posłuchajcie, jak szumią drzewa, wspominając czasy, gdy stare Góry Świętokrzyskie porastała bezgraniczna gęsta puszcza, służąc za schronienie dobrym i złym… Którym z nich był ten, o którym Wam opowiem? Sami oceńcie, ale najpierw, posłuchajcie opowieści…
Tu, gdzie widzicie wiejskie zagrody w Kakoninie, rósł przed wiekami gęsty las, w którym krył się postrach całej okolicy i samozwańczy władca Gór Świętokrzyskich – zbój Kak. Wielki, postawny i mocarny zbój budził powszechny respekt. Nie było śmiałka, który odważyłby się zmierzyć z Kakiem.
Zbój potrafił wyrywać drzewa z korzeniami, rzucać ogromnymi głazami we wrogów, nie obawiał się nawet zgrai atakujących. Nie znajdował jednak upodobania w zabijaniu, a część zrabowanych bogatym pieniędzy oddawał biednym ludziom. Za to zyskał sobie szacunek wśród ubogiej świętokrzyskiej ludności, która nieraz przygarniała go do swoich domostw i chętnie dzieliła się z nim posiłkiem. Kak napadał na kupieckie karawany, a na rabunek zapuszczał się hen, daleko, podobno aż pod Małogoszcz, Chęciny czy Kije. I pewnie żyłby tak długo, gdyby nie jedno zdarzenie…
Traktem z Kielc do Bodzentyna uczęszczały karawany. Kak wiedział, że na tej trasie najprędzej obłowi się w bogactwo, dlatego zaczaił się w gęstwinie na kupców. Nie mylił się i nie czekał długo. Na drodze wnet pojawiła się pięknie zdobiona kareta.
-
Los mi sprzyja .
Pewnie jedzie jakiś kościelny dostojnik z Kielc i wiezie kosztowności – pomyślał Kak.
Wyskoczył zza drzewa i spłoszył konie ciągnące karetę. Stangreci pospadali z siedzisk i ze strachu przed ogromnym zbójem nie byli w stanie się nawet poruszyć. Kak jednym ruchem wyrwał z karety złocone drzwi, spodziewając się zobaczyć w środku przestraszonego dostojnika. Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy ujrzał tam przecudnej urody dziewczynę, patrzącą na niego wielkimi, pełnymi bojaźni oczami.
Serce podskoczyło w wielkiej piersi zbója. On, postrach okolicy, uważany przez wrogów za człowieka zdolnego do najgorszych uczynków, zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Wziął dziewczynę na ręce, jak największy skarb, i pognał na Łysicę.
Zastanawiacie się, jaki los czekał biedną dziewczynę w rękach zbója? Nie lękajcie się. Bóg miłości - podobnie jak Kaka - przeszył serce dziewczyny swoją strzałą. I ją dosięgła miłość od pierwszego wejrzenia. Nie chciała już wracać do poprzedniego życia, lecz z radością spędzać czas z kochankiem. Świętokrzyska puszcza stała się ich domem i schronieniem.
Sielanka nie trwała jednak długo, bo ukochana Kaka okazała siostrzenicą biskupa krakowskiego, który wysłał zbrojnych, by pojmali zbója i odbili z jego rąk dziewczynę. Ci znaleźli kryjówkę kochanków. Kak bronił się dzielnie, odpierał atak, ciskając głazami, lecz niestety, nie miał szans w starciu z łucznikami. Jedna ze strzał ugodziła zbója. Widząc to, dziewczyna wybiegła z kryjówki i własnym ciałem zakryła broczącego kwią kochanka. Niestety, i ją dosięgła strzała.
Wielka była rozpacz i gniew Kaka, który nie bacząc na ból, zdołał w odwecie zabić jeszcze kilku napastników. Ujęto go jednak i zawieziono do Krakowa. Los zbója był jednak przesądzony – na Kaka czekał stryczek. Kiedy po odczytaniu wyroku stał na szubienicy, jego ostatnim życzeniem było zaśpiewanie piosenki. „
O lipko pod Kakoninem, kto cię znajdzie, zostanie panem” – tak brzmiały ostanie słowa zbója.
Żaden z krakusów nie zwrócił uwagi na tekst piosenki. Był wtedy jednak w Krakowie przejazdem szklarz z Kakonina, który domyślił się, co kryje się za tymi słowami. Po powrocie do domu odnalazł w okolicy starą lipę. W dziupli drzewa świeciły przepiękne kosztowności! Napełnił nimi pokaźną beczkę, ale… ruszyło go sumienie i poszedł do proboszcza po radę, co zrobić z tak wielkim skarbem. Proboszcz polecił mu, aby w Bielinach zbudował kościół, w którym będą odprawiane msze za dusze zbójców. Resztę pieniędzy kazał oddać ubogim.
Dziś w Bielinach, leżących nieopodal Kakonina, stoi na wzniesieniu kościół pod wezwaniem świętego Józefa Oblubieńca. Historycy mówią, że to biskup krakowski Jakub Zadzik nakazał wznieść w tym miejscu świątynię, ale miejscowi powtarzają często legendę o zbóju Kaku, który to mimo woli, sfinansował budowę kościoła…
MIEJSCA ZWIĄZANE Z LEGENDĄ: