03 kwi Tajemnica katedralnego zegara
Był rok 1727, kiedy to biskup krakowski Feliks Szaniawski sprowadził zegarmistrza nadzwyczaj w tej sztuce biegłego. Zlecił mu zrobienie zegara i umieszczenie go na szczycie nowo odbudowanej dzwonnicy kolegiackiej. Zegar miał wskazywać wiernym kiedy pora do pacierza klękać lub do pracy śpieszyć.
Zegarmistrz zabrał się ostro do pracy. W kilka miesięcy później nawet w warszawskich salonach mówiło się o ciekawej innowacji technicznej w kieleckiej kolegiacie, jaką był zegar bijący nie tylko godziny, ale i kwadranse. Takie urządzenie w owych czasach było bowiem rzadkością. Na wieży jednak umieszczono, ku zdziwieniu mieszczan, tylko trzy tarcze zegarowe. Kielczanie zastanawiali się dlaczego nie cztery- po jednej z każdej strony świata, i posądzali Szaniawskiego o skąpstwo.
Biskup podobno miał wiele różnorodnych zainteresowań. Był z zamiłowania mechanikiem i architektem; zlecając wykonanie prac mistrzom tych zawodów, często udzielał im rad, choć nie zawsze trafnych. Najczęściej uwagi przyjmowano, ale nie stosowano się do nich. Tymczasem ambitny zegarmistrz zrazu delikatnie dał do zrozumienia zleceniodawcy, że nie zna się na zegarmistrzostwie. Ponieważ to nie pomogło, mistrz zeźlił się i powiedział:
-Ja się ekscelencji do kazania nie wtrącam, bo się na tym znam tyle co biskup na zegarach. Wybuchł skandal i mistrz wyjechał z Kielc, mimo iż dopiero trzy tarcze zostały umocowane na wieży. Wszyscy namawiali biskupa, aby z zegarmistrzem się pogodził, ofiarowali się pośrednictwa między zwaśnionymi stronami, ale bez skutku. Szaniawski bowiem także był bardzo ambitny. Z kolei proponowali biskupowi, aby powierzył dokończenie dzieła komu innemu. I na to również fundator się nie zgodził, bo uważał że po mistrzu, nawet jeśli był ,,w pysku kąśliwy”- poprawiać nie należy.
I tak na wieży katedralnej zostały trzy tarcze zegarowe, jako pamiątka waśni dwóch ludzi, obdarzonych dużą ambicją ale i darzących się wzajemnie szacunkiem.